poniedziałek, listopada 29, 2010

Dzień pod znakiem łopaty

Atak zimy nastąpił dnia 29 listopada 2010 roku, jeszcze o północy prawie nie było śniegu, ale za to rano... było go pod dostatkiem. Najpierw odśnieżanie podjazdu, pojazdu i chodnika, następnie szukanie telefonu komórkowego. Zaginiony został znaleziony, odezwał się spod grubej warstwy śniegu w okolicy furtki... przeżył. Doświadczenie na jutro? Wstaję niestety półtora godziny wcześniej.
Fot. Temawa
Moje wszystkie próby wyjazdu do pracy zakończyły się fiaskiem, tj.:
  • dwukrotnie, krokiem pijanej baletnicy, chociaż na zimówkach, przez rynek, odzew rozsądku i natychmiastowy, aczkolwiek nie zrywny powrót pod dom (zrywnie na śliskim nie należy)
  • utknięcie zaraz na pierwszym rondzie koło mojego domu i koślawy powrót na kościelną,
  • decyzja o wyjeździe i... nadeszła od szwagra informacja, że w Lisiej Górze jakiś tir zaklinował się na rondzie... no więc rezygnacja,
  • zapadła decyzja jadę busem ... jednak zerkam na zegarek (głupoty plotę, zegarka nie mam), zerkam na telefon i widzę godzina 12.00 w południe, no więc rezygnacja,
Zapada ostateczna decyzja, że nie jadę, uzgadniam z dyrektorem, że dzisiaj pracuję w domu, uruchamiam telefon służbowy i prywatnego emaila, zaczynam pracować. Tak to była najwłaściwsza decyzja dzisiejszego dnia, zaoszczędziłam pozostały czas na drogę i jeszcze coś udało mi się dzisiaj zrobić. Właściwie to mogłabym tak pracować, odpowiada mi ten styl, wolałabym jednak sama o tym decydować kiedy i gdzie i jak, dzisiaj niestety ten styl pracy był wymuszony przez trochę niespodziewany atak zimy.


Czyżby to było już dzisiaj na tyle?... nie, nie ... gdy wyszłam, aby uwiecznić zimę i łopatę śnieżną, zawołała mnie sąsiadka, Pani Jasia. Poinformowała mnie, że złamało nam się drzewo, hmm no tak, jodełka nie wytrzymała, od ciężkiego, mokrego śniegu wygięła się przez siatkę w mostek. Idziemy więc z tatą zrobić porządek, Drań koło nas wesoło skacze, a ja ubrana w moro i austriacką wojskową czapkę z siekierką w ręku. Po ścięciu drzewka, zaciągnęłam jeszcze gałęzie do "magazynu opałowego".
Fot. Temawa
Mam nadzieję, że szkody z tej zimy na tym się skończą. Myślami byłam dzisiaj również przy tych poszkodowanych w powodziach. Ściany jeszcze nie wszędzie powysychały, gdzieniegdzie jeszcze woda stoi, a tutaj zapowiadają "zimę stulecia" ... hmm, no cóż, zobaczymy co będzie dalej. Trzymam kciuki, że nie będzie aż tak ciężko i na dzisiaj to już chyba na tyle.

Pozdrawiam ciepło

3 komentarze:

  1. Z łopatą przez świat czyli zimowe przygody Tereski...;) ;) ;)No cóż zima to zima.Poprzednia zima zrobiła spore spustoszenie na Jurze,szczególnie pośród linii elektroenergetycznych niższych napięć i ludzie w niektórych miejscowościach aż przez trzy tygodnie byli bez prądu.Krótka relacja z jednej z poszkodowanych gmin...

    http://www.remiza.com.pl/news/1594/OSP_Pilica___atak_zimy_na_Jurze_Krakowsko_Czestochowskiej.html

    Zobaczymy co przyniesie ta zima...Tak czy siak może pora zainwestować w bieliznę termoaktywną,że o kufajkach i walonkach nie wspomnę...;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. oho, tak pamiętam, moja siostrzenica z mężem zaliczali się właśnie do tych bez prądu przez trzy tygodnie, dobrze, że mają w domu kominek, a chociaż wszystko pozostałe na elektrykę to musieli sobie jakoś poradzić, chociaż tyle, że w cieple, ale nie było jednak łatwo :)

    ... jak do nich jechałam to jeszcze na wiosnę było widać połamane drzewa w lasach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Że też Ty musisz wszędzie jechać...;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń