niedziela, maja 27, 2012

Baked beans

Na ostatnich zakupach w Carrefourze zobaczyłam na półce "baked beans" i od razu przed oczami stanął mi Londyn i pierwszy wyjazd do Anglii. "Beaked Beans" Heinz-a jedliśmy wtedy prawie codziennie. Pod wpływem wspomnień kupiłam zatem taką jedną puszeczkę. Tosty z marmoladą lub dżemem też mile wspominam tak jak cały wyjazd... hmm to były czasy. Napis na opakowaniu "1869" ładnie wygląda.... brytyjska tradycja.... ale przypuszczam, że niewiele ma ta zapuszkowana fasolka wspólnego ze zdrowiem.



Fasolka ma duże powodzenie wśród studentów i osób, które muszą lub chcą oszczędzać gdyż fasolka ta jest klasycznym przykładem loss leader, czyli żywności sprzedawanej w supermarketach za niewiarygodnie niską cenę. Dla mnie ma cenę kolorowych i wspaniałych wspomnień z pierwszego wyjazdu do Great Britain.
Dzisiaj postanowiłam tą puszkę fasolki zjeść, ech w niedzielnym roztargnieniu oczywiście zostawiłam na gazie i zapomniałam, że się gotuje. Nic nie pomógł mi napis na puszce "nie doprowadzać do wrzątku", bo jeszcze teraz zalany wodą garczek odmaka z przypalenizny, a porządnie chwyciło.
I tak od Carrefoura, poprzez fasolkę przeszłam do wspomnień, jak ja bardzo tęsknię za tamtymi czasami, tamtymi ludźmi, ale "tamtymi" z "tamtych czasów". Wiem, że nawet gdybym dzisiaj tam pojechała, nie znalazłabym ani ich, ani nic z moich wspomnień, najwyżej mury St Paul's Cathedral i Tower Bridge z Big Ben-em... ale mury to nie wszystko :(
Ach te wspomnienia!





Chcę tam wrócić, do tych samych ludzi,
do tych samych miejsc, zamieszkać w tym samym domu,
przejść się z tymi samymi ludźmi po tych samych ulicach,
zjeść to samo śniadanie, spać w tym samym łóżku,
wejść po tych samych schodach,
pojechać tym samym czerwonym piętrowym autobusem,
chcę wehikuł czasu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz