Na niedzielne "przybijanie" myśli wybrałam się do tzw. lasku księżego. Spacerowałam nielicznymi ścieżkami, mijając sporadycznych (choć zdziwiłam się, że wogóle jacyś byli) ludzi. Nie miałam ochoty na żadne towarzystwo, nawet tylko "mijane" na leśnej ścieżce. Chciałam być sama. Towarzystwo moje własne i tylko moje, no i jeszcze okolicznej przyrody, chłodny wiaterek, nieliczne już promienie słońca i drzewa wysokie służą kojeniu myśli, które jak tabuny nawałnicy zawiewają moją głowę przez cały tydzień.
Miałam czas na ... no właśnie. Spacerując tak bynajmniej nie myślałam o pracy, o problemach, o pożyczkach, o tym, że nikomu nie można ufać, ani wierzyć, o interesach i interesownych ludziach. Spacerując myślałam o tym co może być miłe i przyjemne.
Miałam czas na marzenia ...
Miałam czas na ... no właśnie. Spacerując tak bynajmniej nie myślałam o pracy, o problemach, o pożyczkach, o tym, że nikomu nie można ufać, ani wierzyć, o interesach i interesownych ludziach. Spacerując myślałam o tym co może być miłe i przyjemne.
Miałam czas na marzenia ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz