niedziela, września 30, 2012

Małe tratatata o niczym

– A ty jak się masz? – spytał Puchatek. – Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał.

Bardzo chciałabym coś napisać, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Jakieś pogubione myśli plączą mi się po głowie a w tle śpiewa Brodka...
"Znowu muszę udawać, uśmiech przemycić na twarz, że to nic, że to tylko taki stan, że ja tak mam."
...tak jakby o mnie, choć inny kontekst słów. Tysiąc razy słyszałam, że trzeba się śmiać, bo nigdy nie wiadomo, kto twój uśmiech zobaczy, że optymizm przyciąga ludzi, że... oj, tam takie, a jeżeli to jest takie trudne i wcale się na to ochoty nie ma? Jeżeli trzeba do tego się zmuszać? Przez tydzień do ludzi człowiek się uśmiecha i trzyma, a w weekend? Para uchodzi uszami i klapie się na dupę ledwie zmuszając się do tego by iść i zjeść i spać i zrobić cokolwiek. Już jutro znowu praca i wyjście do biura, znów nowy, lecz taki sam, szary, standardowy tydzień, liczący jak zawsze dokładnie 7 dni, czyli 168 godzin, czyli 10.080 minut i ani sekundy więcej. Ja nim już żyję, mniej więcej od południa, czuję go w żołądku i tak bardzo chciałabym zwrócić, ale nie mogę. Chciałabym się rozpłakać... ale też nie mogę, wkładając do ust kolejne śmietankowe ptasie mleczko... bo może powinnam do ust włożyć palec? hmm
Gdybym tylko znała adres do strony autora,
to na pewno bym go tu zamieściła.
A przed nami zima, ech lubię narty, ale poza tym... krótki dzień, dużo pracy w biurze, wciąż te same widoki, budynki, zimą jest zimno no i te same jak zwykle za krótkie tygodnie, dzień podobny do dnia jak krople wody i moja przeogromna chęć ucieczki gdziekolwiek, byle jak najdalej, byle na koniec świata.
Oj to moje dzisiejsze pisadło do optymistycznych nie należy, ale pocieszam się, że nie zawsze tak mam. Chciałabym chociaż zakończyć pozytywnie, optymistycznie, ale... nie mogę :-( czytaczu... albo ok, poddaję się, dobrze, na koniec dodam, że jutro też jest dzień... może akurat ten ciekawszy i lepszy...

Zacytuję jeszcze na koniec Kubusia Puchatka, który jest misiem o bardzo małym rozumku, ale go kocham, bo on wie, że czasami "Myślenie nie jest łatwe, ale można się do niego przyzwyczaić." i tak się też trochę dzisiaj czuję, ale co tam... dodam jeszcze coś dla rozluźnienia, oczywiście z Kubusia Puchatka:
"- Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba? - Puchatek był tak wzruszony, że powiedział: - Jedno i drugie. - I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał: - Ale po co jeszcze chleb, Króliku? Nie rób sobie za wiele kłopotu."
...kocham Kubusia Puchatka :-)


Czuję się mniej więcej tak, jak ktoś, kto bujał w obłokach i nagle spadł.
/również Kubuś Puchatek/

Dobrej nocy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz