poniedziałek, września 12, 2011

Maciuś

Fot. Temawa
Zdj. Prawdziwie "Nasz" Maciuś

Jego imię to po prostu Maciuś. Jest to kocurek, którego mama okociła się w naszej drewutni. Jak wszystkie dotychczasowe kotki cały czas dokarmialiśmy je, zarówno kocią mamę jak i dwójkę rodzeństwa. Dbaliśmy o kociaki od samego początku, od maluśkich, aż do ostatniego dnia kiedy do nas przychodziły na jedzenie.
Jak do tej pory wszystkie gdzieś w końcu znikały, szły swoimi kocimi ścieżkami lub może same znajdowały gdzieś domy. Maciuś pozostał z nami. Prawie półtora roku codziennie wracał do nas, nocował na naszym podwórku, korzystał z kryjówek na nim, ale nigdy nie pozwolił się pogłaskać. Trzymał się na odległość, chociaż systematycznie ta odległość zmniejszała się.
Dzisiaj... nastąpił przełom. Maciuś pozwolił się wygłaskać, po grzbiecie, po brzuchu, podrapać za uszami. Ledwie uwierzyłam, choć to ja byłam tą szczęściarą, której pozwolił na takie zbliżenie się do niego. Pracowałam nad tym bardzo długo, z zaskoczenia dotykając jego ogona, lub grzbietu, na co on odskakiwał jak wystrzelony z procy. Z dala kładł się, ocierał o drzewa, słychać było jak mruczał, pazurkami "miesił chleb", czasami zamiauczał, ale dać się pogłaskać? ... oj za dużo tego dobrego. Oswajanie trwało tak jak napisałam wcześniej, półtora roku. Dzisiaj Maciuś stał się "Nasz", choć my od samego początku mówiliśmy o nim "nasz kotek", ale dzisiaj stał się naprawdę "Nasz".
Fot. Temawa
Zdj. Maciuś na codziennym posiłku
Fot. Temawa
Zdj. Maciuś w sadzie, jak zwykle nam towarzyszył.
Fot. Temawa
Zdj. Maciuś jako towarzysz wszelkich podwórkowych robót.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz