sobota, marca 12, 2011

Chichot losu

Hanka Lemańska i „Chichot losu”, książkę tą przeczytałam prawie rok temu, a skończyłam ją czytać dokładnie 7 kwietnia 2010 roku i od razu 8 kwietnia wystawiłam ją do oddania na podaj.net, zamówiono ją jeszcze w ten sam dzień.
Przeczytałam ją jednym tchem i jakoś tak po nocach. Byłam zaskoczona, gdy zobaczyłam zapowiedzi serialu, a jednocześnie zastanowiło mnie jak go nakręcili. W zeszłą sobotę oglądnęłam pierwszy odcinek i... trochę dodali, trochę zmienili, ale mniej-więcej chodzi o to samo. Moja wyobraźnia jednak inaczej malowała obrazy, były bardziej moje. Gdy oglądam film, żyję życiem bohatera, gdy czytam książkę, jego życie jest moim życiem.
Zastanawiałam się dlaczego ta książka tak mi się spodobała... i chyba wiem, zasada stara jak świat... w trakcie czytania zaczęłam utożsamiać się z bohaterką Joanną. Oj Teresa... ależ błyskotliwa myśl, na drugi raz zastanów się co piszesz. Nie jest to jednak odwzorowanie idealne, o nie. Przede wszystkim, nie czuję się też aż tak przebojową i optymistyczną jak ona, a raczej, właśnie taka chciałabym być. Jest jednak kilka elementów wspólnych... faceci i dzieci. Tak jak i ona miewam dziwne "związki", które bynajmniej nic wspólnego ze stabilizacją, bezpieczeństwem, czy choćby partnerstwem, nie mają. W przeciwieństwie do niej natomiast uwielbiam koty, a dzieci, dzieci są dla mnie kimś wyjątkowym, ale... czy potrafiłabym zmodyfikować mój świat dla małego człowieka, który pojawiłby się w moim życiu? Nie wiem, gdyż inna sytuacja jest wtedy, kiedy chcę pojechać od czasu do czasu na wycieczkę, lub do kina, albo zabrać małego człowieka na shanty, co innego natomiast przeorganizować swój świat, postawić go na głowie, zrezygnować z tego co lubię, co jest dla mnie ważne i w miejsce tego podarować komuś innemu prawie każdy dzień z życia, czasami nieprzespane noce, czasami o wiele więcej. Niejednokrotnie zastanawiam się nad fenomenem samotnych kobiet wychowujących dzieci. Zastanawiam się jak one dają sobie radę, jak znajdują siły i czas, no i kasę... jedno jest pewne, łatwo im nie jest. Liczę na to, że byłabym dobrą matką.
Gdy czytając książkę przelatują mi przez głowę obrazy z życia Joanny, które to postawiło ją przed trudnym wyborem i koniecznością podjęcia decyzji o adopcji lub oddaniu dzieci do domu dziecka... decyzję podjęłabym taką samą. Już niejednokrotnie, nawet nie pamiętam od kiedy myślałam o adopcji. Wiele myśli oddalało mnie jednak od podjęcia takowej. Pierwsza myśl - jestem sama, druga - kasa, trzecia - pierwszy i drugi powód razem wzięty, więc... dalej jestem sama, ale samotna się nie czuję, gdyż mam z kim pojechać na wycieczkę, wybrać się do kina, pozjeżdżać na nartach... mam też przyjaciół, mam moje życie, zdrowie (oby jak najdłużej), zaprzyjaźniłam się z trywialnym faktem "bycia singiel-ką" (takie to w końcu teraz modne), a facet? no cóż też ważna w życiu sprawa, ale... to już temat na inny wpis do mojego bloga ;) i bynajmniej nie myślę o tym tak cynicznie, jak to pewnie zabrzmiało :)





1 komentarz:

  1. Szczerze to tak jest. Inny masz obraz w głowie podczas czytania ksiązki i inny podczas oglądania filmu. To normalne.
    I jeszcze ciekawy blog. Dodaję do obserwowanych i licze na to samo :)

    OdpowiedzUsuń